Zrzucają lawinę skrzydeł, piór, trocin.
Kilkudziesięcioletni dorobek dynastii kun, wróbli, pliszek.
Nic nie widać i nie ma czym oddychać. Tyle pyłu.
Wynoszą czterometrowe grube deski. I stare płyty pliśniowe.
I tak cały dzień do nocy.
Znowu bez Naszych Sąsiadów ani rusz. Zabrali z piekła.
W swojej kuchni postawili łóżko. Przenocowali. Nakarmili.
Wpuścili do swojej łazienki. M. uratowany. Sufitu nie ma.
Wydawało się, że najgrosze za nami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz