Przerażenie. Bo puszka Pandory otworzyła się. Tyle pracy.
Obejście opadlo w ruinę. Sterty drewna, śmieci wszędzie.
Resztki eternitu, trocin, folii. Puszka po piwie. Niebieska ławeczka połamana.
No i wiemy co panowie jedli na śniadanie. Taka cena.
Pan od remontu spadł do korytarzyka. Podłoga spróchniała.
W komórce zawalił się sufit. Sprzątamy.
Na głowę spadają kilogramy pamiątek po dynastiach kun. I skrzydło kury.
Być jak mistrz Jedi, albo chociaż Harry Potter. Nic z tego. Żadnej magii.
Kawałek po kawałku. Deska po desce.
I znowu niedziela. I znowu nie zdążyliśmy.
Ale na szczęście jest dach. I lilia na pocieszenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz