Grudzień. Niedziela. Biało. Jedziemy na wieś. Palimy ognisko, temperatura spada.
Jest pewnie około 25 stopni poniżej zera. Co najmniej rześko.
Biegniemy z sankami, dzieckiem i wymyśloną na wszelki wypadek
Królową Śniegu, która odważnym daje czekoladę. Opłaciło się.
Dochodzimy do kanałku. Między lasem a lasem samotne gospodarstwo.
Biegają psy. Ktoś macha do nas.To Babcia Sąsiadka na Rowerze.
Mieszka tu z synem i ilością psów, która rośnie.
Zaprasza na herbatę ale my w pośpiechu. Ściemnia się.
Wychodzi syn M. i mówi, że coś ma.
Na chwilę zamarłam. Ubił zające? Ale niepotrzebnie.
Przynosi ogromne poroże jelenia. Wspaniałe. Znalazł dzisiaj.
Stoi uśmiechnięty, omotany toną ubrań, z papierosem w zębach.
I tym porożem na tle surowego, białego pola. Piękne.
Pocztówka z Kazachstanu. Biegniemy do domu.
Pocztówka z Kazachstanu. Biegniemy do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz